Recenzje
 
 
Recenzje Karola
 
Dave Freedman
"Zabójczy gatunek"
Dave Freedman Zabójczy gatunek

Grupa turystów żeglujących u wybrzeży Los Angeles obserwuje niezwykłe stworzenie, które wyglądem przypomina mantę, ale potrafi latać. Wiadomość o potencjalnym nowym gatunku oceanicznym dociera do Harry'ego Ackermana, właściciela kompleksu oceanarium, który znalazł się w kłopotach finansowych. Jego ogromne przedsięwzięcie, jakim było oceanarium Świat Mant, zakończyło się spektakularną porażką. Grupa wynajętych przez niego naukowców szuka właśnie odpowiedzi na pytanie, dlaczego padły wszystkie manty w oceanarium. Teraz otrzymują nowe zadanie: odkrycie dla świata nowego gatunku. Kierujący zespołem Jason Aldridge podchodzi do zadania bardzo sceptycznie. Musi jednak zmienić swoje nastawienie, gdy kolejne dowody sugerują istnienie nieznanego nauce gatunku. Gatunku, który wkrótce okazuje się niezwykle niebezpieczny, a na dodatek błyskawicznie ewoluuje. Ledwo co opuścił głębiny, a już szykuje się na podbój zupełnie nowego środowiska. Misja naukowa zmienia swój charakter, gdy gatunek okazuje się groźny nie tylko dla innych zwierząt, ale także dla ludzi.

Przez większą część powieść bardzo mi się podobała. Ciekawy pomysł, dobrze budowane napięcie i nieźle prowadzona narracja. Długo przymykałem więc oko na urągające zdrowemu rozsądkowi koncepcje pseudonaukowe. Opowiadana historia była na tyle interesująca, że wciągnęła mnie w wykreowany przez autora świat. Niestety, do czasu. Ostatnie sto stron to totalna porażka. Naukowcy przedzierzgnęli się w grupę wojowników, którzy postanawiają stoczyć bój z nowym gatunkiem. Po naukowcach spodziewałbym się nieco bardziej racjonalnych i przemyślanych zachowań, niż te, które prezentują. Szkoda, bo przyjemność z lektury zamieniła się w zniechęcenie. Powieść miała potencjał. Jako miłośnik fantastyki byłem gotów przyjąć za dobrą monetę naprawdę wiele. Nie raziło mnie nawet to, że postacie były papierowe do bólu, a coś takiego jak wiarygodność psychologiczna postaci na kartach tej powieści nie występuje. Jednak wszystko ma swoje granice. Czułem rozbawienie, gdy czytałem, że nowy gatunek ma zmysły tak wyostrzone, iż bez problemu umyka wszelkim próbom zlokalizowania go przy pomocy najnowocześniejszych technologii (sonar, radar, termowizja). Do tego jest żywym detektorem metalu. Co więc pozostaje naszym poczciwym bohaterom w starciu z nim? Wyćwiczone w obcowaniu z naturą indiańskie instynkty myśliwskie. Przed nimi nie umknie to, co skutecznie wymyka się cudom techniki i pozostaje ukryte przed zwierzęcymi mieszkańcami naszej planety. Przestaliście już tarzać się ze śmiechu? Cóż, pozostał żal, że autor nie miał innego pomysłu na zakończenie tej historii. Mógł przecież podjąć wątek zagrożenia dla całego oceanicznego ekosystemu ze strony nowego gatunku. Zamiast tego mamy w końcówce mało udany i chyba nie końca zamierzony pastisz "Predatora".

     
 
Site copyrights© 2010 by Karol Ginter