Harry Harrison
"Bill, bohater galaktyki"

Harry Harrison Bill, bohater galaktyki

Gdy wojskowi rekruterzy przybywają na planetę, gdzie mieszka Bill, jest to wielkie wydarzenie. W końcu normalnie nic się na jego planecie nie dzieje. Ciekawość Billa zostaje wykorzystana przeciwko niemu. W efekcie zostaje podstępnie wcielony w szeregi wojska. Szybko się przekonuje, że piękne perspektywy roztaczane przez rekrutera mają się nijak do rzeczywistości. Szkolenie ma go uczynić bezmyślnym wykonawcą rozkazów. Umysł Billa nigdy nie zdołał się rozwinąć poza poziom podtrzymywania podstawowych funkcji życiowych i zaspokajania elementarnych potrzeb, dlatego dość łatwo się adaptuje do nowych okoliczności. Większy problem stanowi fakt, że akurat trwa wojna i Bill zostaje na nią wysłany. I to przed ukończeniem szkolenia.

Żałuję, że sięgnąłem po tę powieść. Z młodości pozostało mi tylko mgliste wspomnienie, że czytałem i pamięć dość szokującego zakończenia. Dlaczego nie zapamiętałem, że to straszliwy gniot? Może wtedy byłem bardziej wyrozumiały? Książka ma być satyrą, ale problem polega na tym, że nie wywołała na mojej twarzy nawet małego uśmiechu. Fabuła jest tak nieskończenie absurdalna, że wyznacza nowe standardy absurdu. Niestety, w konsekwencji trudno się to czyta, bo ani historia nie wciąga, ani nie bawi. Wydarzenia są tak głupie, że umysł się buntuje.

Wiem, są czytelnicy gustujący w posuniętym do granic możliwości surrealizmie, ale ja do niech nie należę. Oczekuję jakiejś wewnętrznej logiki. Tej nie ma nawet w ilościach śladowych. Niektórym to nie przeszkadza, ale mnie irytuje. Weźmy taki przykład na warsztat: skoro cała ceremonia wręczania orderów to inscenizacja bez udziału arystokratów i cesarza, to po co w ogóle zapraszać na nią żołnierzy? Ich transport przez pół kosmosu to ogromne koszty. Na dodatek można byłoby ich od razu wysłać do dalszej walki, zamiast gdzieś tam wozić po kosmosie. Żołnierzy doskonale zagraliby aktorzy. Propaganda miałaby świetne materiały bez udziału prawdziwych weteranów. To miałoby chociaż jakiś sens. A tak cała koncepcja jest tylko głupia.

Wiem, doszukiwanie się sensu w absurdzie mija się z celem. Jałowe zajęcie. Dam lepiej spokój narzekaniom. Szkoda czasu.

2025-04-28

Site copyrights© 2025 by Karol Ginter