Recenzje Karola
Scott Lynch
"Republika z³odziei"
Scott Lynch Republika z³odziei

Przygody w Tal Verrar, opisane w poprzednim tomie, zakoñczy³y siê fatalnie dla Locke'a Lamory. Trucizna powoli go zabija. Jego wierny przyjaciel, Jean Tannen, stara siê za wszelk± cenê zdobyæ lekarstwo, ale wszyscy lekarze s± bezsilni. Gdy wydaje siê, ¿e los Locke'a jest przes±dzony, pojawia siê oferta ratunku ze strony wiêzimagów. Gotowi s± uratowaæ Locke'a w zamian za okre¶lone us³ugi: w mie¶cie wiêzimagów zbli¿aj± siê wybory i zadaniem dwójki ³otrzyków by³oby doprowadzenie do zwyciêstwa jednego ze stronnictw. Choæ Locke nie ufa wiêzimagom, ostatecznie zgadza siê na proponowane warunki. W konsekwencji przyjdzie mu rywalizowaæ z kobiet±, która jest mi³o¶ci± jego ¿ycia. Inna grupa wiêzi magów wynajê³a j± bowiem, by doprowadzi³a do zwyciêstwa popieranego przez nich stronnictwa.

Ju¿ po lekturze "Na szkar³atnych morzach" stwierdzi³em, ¿e autor obni¿y³ loty. Tym razem dosz³o do katastrofalnego zderzenia z ziemi±. O ile pocz±tek by³ zno¶ny, potem zaczê³a królowaæ nuda. Na pró¿no liczy³em na jakie¶ fascynuj±ce zwroty akcji, do których Lynch przyzwyczai³ mnie w poprzednich dwóch tomach.

Muszê te¿ z przykro¶ci± stwierdziæ, ¿e Lynch nie ma pojêcia o intrygach politycznych. Kto¶ kto liczy³by, ¿e dwaj ³otrzycy bêd± wspinali siê na wy¿yny swoich umiejêtno¶ci, by doprowadziæ do skandali, które zdyskredytuj± konkurencyjne stronnictwo, srogo siê zawiedzie. Zestaw ich sztuczek jest znacznie ubo¿szy od tego, który prezentowali w poprzednich tomach.

Tak naprawdê, to mamy tu do czynienia z romansem przygodowym, bo autor koncentruje siê na mi³osnych perturbacjach. Przy czym nie umie przekonuj±co oddaæ meandrów sprzecznych uczuæ targaj±cych bohaterami. Wszystko jest sztuczne. Locke nie u¿ywa mózgu, bo kontrolê nad nim przejmuje inna czê¶æ cia³a. Sabetha wypada ciut lepiej, ale jej zachowanie sugeruje powa¿ne problemy emocjonalne i niedojrza³o¶æ.

Fatalny jest te¿ równoleg³y w±tek z przesz³o¶ci. Tym razem jest on niejako równorzêdny do wspó³czesnych wydarzeñ, choæ nie pojmujê, po co zosta³ tak rozbudowany. W koñcu ile mo¿na czytaæ o przygotowaniach do wystawienia sztuki teatralnej?

Co przykre, gdzie¶ zginê³a lekko¶æ jêzyka narracji. Dominuje jêzyk rynsztokowy, pe³en wulgaryzmów i niezbyt wyszukanego humoru. Autor mo¿e i próbuje roz¶mieszyæ czytelnika, ale ja co najwy¿ej krzywi³em siê tym razem zdegustowany. Owszem, podziwiam kreatywno¶æ w doborze epitetów i porównañ, jednak nie rozbawi³y mnie one ani trochê. Z czarnego humoru pozosta³ tylko przymiotnik, bo rzeczownik gdzie¶ siê zawieruszy³.

Site copyrights© 2015 by Karol Ginter