"Niebezpieczne kobiety"

Niebezpieczne kobiety

Właściwie to niezbyt przepadam za zbiorami opowiadań. Zawsze są nierówne. Niektóre opowiadania czytam z przyjemnością, do innych się zmuszam. Z tego względu rzadko je kupuję. Tym razem po prostu chciałem przeczytać opowiadanie Martina, którego akcja toczy się w uniwersum wymyślonym na potrzeby cyklu "Pieśń lodu i ognia". Tom w większości zawiera twórczość autorów kompletnie mi nie znanych. Mógł zatem stać się okazją do odkrycia prozy, po którą warto sięgnąć.

Autorem pierwszego opowiadania w tomie był jednak Joe Abercrombie, z którym już miałem do czynienia. Dowiódł on raz jeszcze, że wprawdzie świetnie operuje słowem, ale kompletnie nie umie wymyślić ciekawej historii. Serwuje banalną opowiastkę osadzoną w realiach westernu. Tylko utwierdziło mnie ono w przekonaniu, że od jego twórczości trzeba się trzymać z daleka.

Megan Abbott jest autorką kryminałów. Jej opowiadanie to historia zaginięcia dziecka. Tyle tylko, że bardziej interesował ją aspekt psychologiczny tej sytuacji, niż akcja. Interesujące, ale nie jest to typ literatury, który uważam za porywający.

Cecelia Holland jest uznaną autorką powieści historycznych. Przynajmniej według notki poprzedzającej jej opowiadanie. Jestem tylko ciekaw, czy ktoś, kto nie jest historykiem, połapie się, kim są bohaterowie, dlaczego tak wyglądają relacje między nimi itd. Opowiadanie sprawia wrażenie fragmentu większej całości. Wykrojone na potrzeby zbioru, pozbawione kontekstu, pozostawia spory niedosyt.

Nazwisko Melindy Snodgrass uznałem za warte zapamiętania. Opowiadanie science-fiction "Dłonie, których nie ma" było jednym z najlepszych w tym zbiorze. Akcja toczy się gdzieś w przyszłości w odległym kosmosie. Uprzedzenia i nierówności mają się świetnie. Ludzkość triumfuje i niszczy słabszych. Ale czasami słabsi mogą wygrać, jeśli odpowiednio dopasują strategię do przeciwnika. Opowiadanie ma duży potencjał. W pewnym sensie operuje kalkami fabularnymi, które są już znane czytelnikom science-fiction. Jeśli jednak ktoś potrafi sprawnie je przetworzyć w oryginalną narrację, można się tylko z tego cieszyć.

Nigdy nie czytałem żadnych powieści Jima Butchera. Wykreowaną przez niego postać Dresdena znam z serialu telewizyjnego. Opowiadanie przedstawia losy jego uczennicy. Wartka akcja. Humor. Niezłe.

Carrie Vaughn zaproponowała historię toczącą sie w latach II wojny światowej na froncie radzieckim. Bohaterką uczyniła radziecką pilotkę. W dzieciństwie przeczytałem zbyt wiele wariacji na ten temat, bym sie nie skrzywił. Skąd w ludziach ta potrzeba patosu?

Joe R. Lansdale zaoferował czytelnikom zbioru opowiadanie grozy. Sprawnie budował napięcie i tym samym oczekiwania czytelnika. Finał tym oczekiwaniom nie sprostał.

Opowiadanie "Sąsiedzi" Megan Lindholm było pierwszym w tym zbiorze, które przekartkowałem. Duża dawka nudy.

Opowiadanie Lawrence'a Block'a muszę potraktować ogólnikowo, bo jego największą siłą jest tajemnica. Przyzwoite, choć niezbyt oryginalne. Mam wrażenie, że literatura i kino tak wyeksploatowały motyw, po który sięgnął autor, że wręcz mi go obrzydziły. Może też chodzi o to, że miałem okres fascynacji taką literaturą? Minął.

Co mogę napisać o opowiadaniu Brandona Sandersona? Ci, którzy znają mój stosunek do tego autora, domyślają się, że będę się powtarzał. Uważam, że ma talent do kreowania zarówno ciekawych światów, jak i intrygujących historii. Tak było i tym razem. Najlepsze opowiadanie w całym zbiorze.

Sharon Kay Penman to kolejna powieściopisarka historyczna. Opowieść o losach Konstancji de Hauteville była interesująca, ale trudno uznać ją za porywającą. Autorka prezentuje fabularyzowaną historię, a to oznacza duże ograniczenia. W przypadku czytelnika znającego dość dobrze historię, nie mam mowy o zaskakujących zwrotach akcji.

Lev Grossman zaprezentował opowiadanie fantasy, którego akcja toczy się w szkole magii. Popłuczyny po Harrym Potterze? Bez rewelacji.

Nie potrafię sobie przypomnieć, z czym mi się kojarzy nazwisko Nancy Kress. Ale po lekturze jej opowiadania wiem na pewno, że nie będzie mi się dobrze kojarzyć. Trzeba zapomnieć o tej bredni.

Bardzo pozytywnym zaskoczeniem było opowiadanie "Miasto Łazarz" Diany Rowland. Trochę kryminału. Trochę fantastyki. Tajemnica. Stopniowanie napięcia. Podobnie jak u Kinga.

Opowiadanie "Prawiczki" Diany Gabaldon miało wprawdzie przyzwoitą fabułę, ale narracja prowadzona była bardzo nieudolnie. Miałem wrażenie, że autorce z trudem przychodzi budowanie zdań. Niektóre fragmenty czytałem dwa razy, a i tak nie wiem, o co chodziło.

Może i znajdą się miłośnicy twórczości Sherriilyn Kenyon, ale ja nie dałem rady i przekartkowałem jej opowiadanie.

S. M. Stirling też okrutnie przynudzał. Przekartkowałem.

Następny był Sam Sykes. Chała. Przekartkowałem.

Gdy już myślałem, żeby darować sobie kolejne opowiadania i przejść od razu do Martina, Pat Cadigan udało się mnie od tego odwieść. Jej historia kryminalna, której intryga toczyła się w domu opieki, wciągnęła mnie. Nic wybitnego, ale ciekawe.

Akcja opowiadania Caroline Spector toczy się w uniwersum "Dzikich kart". Sprawnie napisane. Niezły pomysł na fabułę.

Wisienką na torcie miało być opowiadanie Martina. Było dobre, ale nie tak dobre jak liczyłem. Był to raczej konspekt, niż gotowa historia. No ale Martin jest tak zarobiony, że nie ma czasu. Trochę żal.

Site copyrights© 2017 by Karol Ginter