Minęły 23 lata od wyprawy na Pierścień. Louis Wu uzależnił się od stymulacji mózgu przy pomocy prądu. Wegetuje, ukrywając się, z dala od Ziemi. Jego monotonną i pozbawioną sensu egzystencję zakłóca lalecznik, były Najlepiej Ukryty, dawny partner Nessusa. Lalecznik porywa Louisa na pokład swojego statku kosmicznego. Tam Louis spotyka inną ofiarę porwania: kzina, który towarzyszył mu w wyprawie na Pierścień. Mówiący-do-Zwierząt zasłużył sobie na imię i obecnie nazywa się Chmee.
Człowiek i kzin są potrzebni lalecznikowi, bo wybiera on się na Pierścień. Potrzebuje ich doświadczenia. Liczy, że na miejscu dokona odkryć, dzięki którym odzyska władzę wśród laleczników. To ostatnia szansa, bo Pierścieniowi grozi zagłada. Przesunął się na orbicie i jest niestabilny. Lalecznikowi zagłada Pierścienia jest właściwie obojętna. Ma inne plany. Jednak Louis i Chmee postanawiają je pokrzyżować. Kierują się różnymi motywami, ale zgadzają się co do kwestii zasadniczej: należy zbuntować się przeciw lalecznikowi. Oczywiście, dopiero po przybyciu na Pierścień.
Nieszczególnie dziwi, że Niven powrócił do świata Pierścienia. Ma on w końcu ogromny potencjał. Bohaterów mogą spotykać najprzeróżniejsze przygody podczas kontaktów z wieloma inteligentnymi gatunkami zamieszkującymi Pierścień. Czytelnicy, którym po lekturze poprzedniego tomu pozostał niedosyt, mogą zaspokoić ciekawość i poznać odpowiedzi na pytania dotyczące powstania Pierścienia. Inna sprawa, że pewne fakty, sądy i opinie wyniesione z lektury "Pierścienia" trzeba skorygować. Bohaterowie poruszali się w labiryncie zbudowanym z kłamstw i półprawd. Gdyby nie one, lalecznik nie zorganizowałby tej wyprawy. I pomyśleć, że to właśnie lalecznicy są mistrzami oszustwa i manipulacji. Swoją drogą, kolejny raz wychodzi na jaw, że ich strach to siła nadzwyczaj destrukcyjna.
Autor popisuje się inwencją podczas kreowania społeczeństw i zwyczajów rządzących tymi społeczeństwami. Jego wizje są intrygujące, choć nieco zbyt obsesyjnie krążą wokół seksu i jego roli w kontaktach międzygatunkowych.
Drobną niedogodnością dla polskiego czytelnika jest fakt, że autor nawiązuje do koncepcji i pomysłów z innych swoich książek, które nie ukazały się w Polsce. Przynajmniej domyślam się tego, bo niektóre wątki były dość mgliste i miałyby sens, gdyby były rozwinięciem pomysłów już wcześniej gdzieś opublikowanych.
Książka mi się spodobała. Doskonała przygodowa s-f. Świetna rozrywka.
PS. Zważywszy na treść, tłumacz mógł literalnie przetłumaczyć tytuł. Powinien on brzmieć: "Inżynierowie Pierścienia".
Chciałem sięgnąć po kolejne tomy cyklu i uświadomiłem siebie, jak niewiele pamiętam z lektury. Dlatego przeczytałem "Budowniczych Pierścienia" ponownie.
Tym razem historia mnie tak nie wciągnęła, bo w ogólnych zarysach ją pamiętałem. Dlatego bardziej zwracałem uwagę na inne aspekty uniwersum. No cóż, można byłoby wytknąć autorowi sporo mankamentów.
Zacząć wypadałoby od tego, że skoro nie ma na Pierścieniu żadnych kopalin, rozwój cywilizacji technicznej w kształcie, jaki znamy, byłby niemożliwy. Niven proponuje alternatywę dla paliw kopalnych, ale nie wyjaśnia, skąd brać metale, gdy w ziemi nie ma żadnych rud?
Takich różnych potknięć w uniwersum Nivena jest mnóstwo. Wiele z nich to pułapki logiczne, bo implikacje niektórych koncepcji autora burzą cały misternie stworzony świat. Nie zamierzam ich tu wszystkich wyliczać, ale na parę warto zwrócić uwagę.
Zagadką pozostaje, dlaczego cywilizacja, która buduje Pierścień, nie likwiduje meteorytów? Skoro dysponują możliwościami pozwalającymi przeobrażać układy planetarne, po co zostawiać meteoryty, które przecież są zagrożeniem?
Kontrowersyjny jest też obraz protektorki. Ta rzekomo obdarzona niesamowitą inteligencją istota działa nieracjonalnie. Nagle okazuje się, że wyższa inteligencja skutkuje większą empatią, a to uniemożliwia jej jakiekolwiek myślenie. Działa, ale nie myśli. Rozdzierana jest sprzecznymi pragnieniami. Było to ekstremalnie głupie. Tym bardziej w świetle postępowania protektorów sportretowanych w innych powieściach autora (nieznajomość tych powieści dawała o sobie znać przy poprzedniej lekturze, ale ten brak uzupełniłem w międzyczasie i zmienił on moje spojrzenie na książkę). Wynikało z nich, że są bezlitosnymi i nieczułymi mordercami, których moralność daleko odbiega od tego, co wpaja się ludziom od dzieciństwa. Eksterminacja całych gatunków to dla nich chleb powszedni. Jak to ze sobą pogodzić?
Mógłbym tak długo, ale nie znaczy to, że powieść znacząco straciła w moich oczach. W końcu to tylko intelektualna zabawa, która ma stymulować procesy myślowe. Dzięki temu możliwe jest rozważanie najróżniejszych wariacji na temat inteligentnego życia. Fabuła wciąga. Uniwersum intryguje. Wystarczy, by nie być rozczarowanym.