|
|
 |
|
|
|
Patrick Süskind:
"Pachnidło" |
|
|
|
|
|
Książka, która na okładce opisana została
jako sensacja. Książka, którą polecił
mi przyjaciel, jako świetną rzecz. Książka,
która tylko mnie zirytowała. Tak scharakteryzowałbym
tę powieść. Bohaterem jest Jan Baptysta
Grenouille. Osierocony zaraz po narodzinach
osobnik, którego wyróżniają dwie rzeczy:
sam nie posiada zapachu i ma przy tym
doskonały węch. Ta ostatnia umiejętność
pozwoliła mu zostać czeladnikiem w rzemiośle
perfumiarskim, choć w rzeczywistości
był prawdziwym mistrzem w kreowaniu
zapachów. Powieść poświęcona jest fascynacjom
zapachowym bohatera, który w pewnym
momencie odkrywa, co jest jego największym
pragnieniem: stworzenie zapachu, który
sprawi, że wszyscy go będą kochali.
Mój największy problem z lekturą polegał
na tym, że ani przez chwilę nie wierzyłem
autorowi. Powieściopisarz to zawsze
kłamca. W końcu tworzy coś, co nie istnieje.
Opisuje sytuacje, które nie miały miejsca.
Nawet wówczas, gdy opiera się na faktach,
musi uatrakcyjniać narrację dialogami,
które są wytworem wyobraźni. Jeśli wszystko
to robi sprawnie, czytelnik daje się
uwieść kłamstwu. Niestety Patrick Süskind
nie przekonał mnie nawet w najmniejszym
stopniu. Co i rusz wszystko we mnie
krzyczało "BZDURA!!!". Tu
nie chodzi o to, że nieprawdopodobny
był sam przypadek bohatera obdarzonego
niezwykłymi cechami. Nie przekonał mnie
też ani trochę pomysł, że człowiek kieruje
się węchem, choć jest tego nieświadom
(ciekawe czy czytelników "Playboya"
podnieca zapach farby drukarskiej).
Nie uwierzyłem, że bohater mógł dokonać
24 morderstw na najpiękniejszych dziewicach
w okolicy. W końcu jeszcze w XIX wieku
nie wypuszczano dziewic na samotne spacery
o wieczornych porach, a co dopiero w
wieku XVIII. Czyżby autor, z wykształcenia
historyk, tego nie wiedział? Może przełknąłbym
te bzdury, gdyby fabuła rzeczywiście
- jak obwieszcza okładka - była efektowna.
Niestety autor przeważnie przynudzał.
Coś zaczęło się dziać w finale, ale
zabrakło umiejętności dawkowania napięcia
czytelnikowi. A piramidalna bzdura kończąca
całość zupełnie mnie wytrąciła z równowagi.
Autor zapewne miał jakiś zamysł. Książka
być może niosła jakieś przesłanie. Ale
ja jestem człowiekiem prostym i kiedy
mi się wmawia bzdurę, to trzeba to zrobić
w odpowiedniej otoczce. Inaczej tylko
siedzę po zakończeniu lektury i zadaję
sobie pytania: no i co? a gdzie puenta?
a jaki to miało sens? Czy przesłaniem
miała być konkluzja, że po trupach dążymy
do celu, a gdy ten cel osiągamy, okazuje
się, że nie był tego wart? Przecież
to banalne. |
|
|
|
|
|
|
|
|
 |
Site
copyrights© 2006 by Karol Ginter |
 |
|
|