Autor, który przeważnie pisze powieści
do spółki z Lincolnem Child'em, postanowił
spróbować swych sił samodzielnie na
gruncie powieści przygodowej. Wychowałem
się na przygodach Pana Samochodzika.
Później z przyjemnością czytywałem powieści
Cusslera. Zaobserwowałem ciągoty autorów
tego gatunku (było to widać już w kolejnych
tomach powieści Nienackiego) do odrealniania
opowiadanych historii. W gruncie rzeczy
miejsce niektórych z tych powieści powinno
znaleźć się na półce z fantastyką. Wcale
mi to zresztą nie przeszkadza, bo lubię
ten gatunek. A autorzy muszą przecież
jakoś przyciągnąć czytelnika. W końcu
na ile sposobów można szukać skarbu?
Preston zaproponował jednak coś dokładnie
przeciwnego. Opowiedział zmyśloną historię
dbając o realizm.
Punktem wyjścia akcji jest spotkanie
trzech braci przed bramą posiadłości
ich ojca, znanego milionera, Maxwella
Broadbenta. Philip, Vernon i Tom przybyli
na spotkanie wyznaczone właśnie na
ten dzień. Tyle tylko, że nikt ich
nie wita. Kiedy wchodzą do domu, spostrzegają,
że został on splądrowany. Zniknęła
cała kolekcja sztuki zgromadzona przez
ich ojca. Naturalną koleją rzeczy
wzywają policję. Policja nie tylko
nie stwierdza śladów włamania, ale
znajduje dowody wskazujące, że właściciel
sam ogołocił swój dom ze zbiorów sztuki.
Tylko po co? Oszustwo ubezpieczeniowe
nie wchodzi w grę, bo kolekcja nie
była ubezpieczona. Odpowiedzi na zagadkę
dostarcza taśma video. Umierający
na raka Maxwell Broadbent zdecydował,
że zostanie pochowany razem ze swoimi
zbiorami. Zbiorami, których wartość
szacowana jest na pół miliarda dolarów.
Synowie, jeśli chcą mieć udział w
spadku, muszą odnaleźć grobowiec ojca.
Ojciec radzi im, by szukali wspólnie.
To ma być wyzwanie, które udowodni,
iż są warci spadku. Tyle tylko, że
solidarność rodzeństwa to tylko marzenie
ojca. Każdy syn decyduje się działać
na własną rękę. Najmłodszy z nich,
Tom, początkowo w ogóle rezygnuje
z udziału w poszukiwaniach. Pojawia
się jednak piękna Sally Colorado,
która prosi go o pomoc. W zbiorach
Maxwella Broadbenta znajdował się
kodeks Majów, którego treść mogła
zrewolucjonizować współczesną medycynę.
Sally chce, by Tom pomógł jej zdobyć
ten kodeks. Skutek tych próśb jest
początkowo mizerny. Tom ani myśli
szukać skarbów ojca. Kiedy jednak
zaczynają ginąć ludzie znający tajemnicę
testamentu Maxwella Broadbenta, Tom
zmiania swoje nastawienie. Skarb niewiele
go obchodzi, ale jego bracia mogą
być w niebezpieczeństwie. Rusza zatem
w ślad za braćmi. A potem mamy barwny
opis przygód, które spotkały jego
i jego braci w dzikich ostępach dżungli.
Preston nie przedstawia tych przygód
i dżungli w sielskich barwach. Miałem
wrażenie, że autor był w miejscach,
które opisywał, że nie czerpał wiedzy
z książek, lecz z doświadczenia. Jeśli
tak nie było, to podziwiam Prestona
za sugestywność opisów. Wprowadził
też na karty powieści bardzo barwne
postaci, jak np. brytyjski pisarz,
który wprowadza Toma w świat dżungli
i przedstawia grożące tam niebezpieczeństwa,
czy wójt Don Alfonso. Don Alfonso
zdecydowanie ożywił fabułę swoimi
niepoprawnymi politycznie wypowiedziami.
Był jak przyprawa, która dopełniła
smak potrawy. Te elementy nadają powieści
charakter wyjątkowy. Poza tym jest
jak w każdej innej powieści przygodowej.
Jest czarny charakter, który usiłuje
przeszkodzić braciom, a nawet ich
zabić. Są zwroty akcji. Czasami zaskakujące.
Tzn. znając dorobek pisarski Prestona
spodziewałem się zwrotów akcji, ale
i tak nie byłem w stanie przewidzieć,
w jakim kierunku pchną one fabułę.
I choć początkowo się na to nie zanosiło,
to później dosłownie pochłonąłem książkę,
kończąc jej lekturę w ciągu jednego
dnia. Szczęśliwie miałem urlop. A
jeśli coś zazgrzytało, to nadmiar
moralizatorstwa na końcu. Ale to przecież amerykański pisarz. Zdarza
im się. |