Recenzje
 
 
 
 
 
Recenzje Karola
 
Douglas Preston:
"Testament"
Autor, który przeważnie pisze powieści do spółki z Lincolnem Child'em, postanowił spróbować swych sił samodzielnie na gruncie powieści przygodowej. Wychowałem się na przygodach Pana Samochodzika. Później z przyjemnością czytywałem powieści Cusslera. Zaobserwowałem ciągoty autorów tego gatunku (było to widać już w kolejnych tomach powieści Nienackiego) do odrealniania opowiadanych historii. W gruncie rzeczy miejsce niektórych z tych powieści powinno znaleźć się na półce z fantastyką. Wcale mi to zresztą nie przeszkadza, bo lubię ten gatunek. A autorzy muszą przecież jakoś przyciągnąć czytelnika. W końcu na ile sposobów można szukać skarbu? Preston zaproponował jednak coś dokładnie przeciwnego. Opowiedział zmyśloną historię dbając o realizm.

Punktem wyjścia akcji jest spotkanie trzech braci przed bramą posiadłości ich ojca, znanego milionera, Maxwella Broadbenta. Philip, Vernon i Tom przybyli na spotkanie wyznaczone właśnie na ten dzień. Tyle tylko, że nikt ich nie wita. Kiedy wchodzą do domu, spostrzegają, że został on splądrowany. Zniknęła cała kolekcja sztuki zgromadzona przez ich ojca. Naturalną koleją rzeczy wzywają policję. Policja nie tylko nie stwierdza śladów włamania, ale znajduje dowody wskazujące, że właściciel sam ogołocił swój dom ze zbiorów sztuki. Tylko po co? Oszustwo ubezpieczeniowe nie wchodzi w grę, bo kolekcja nie była ubezpieczona. Odpowiedzi na zagadkę dostarcza taśma video. Umierający na raka Maxwell Broadbent zdecydował, że zostanie pochowany razem ze swoimi zbiorami. Zbiorami, których wartość szacowana jest na pół miliarda dolarów. Synowie, jeśli chcą mieć udział w spadku, muszą odnaleźć grobowiec ojca. Ojciec radzi im, by szukali wspólnie. To ma być wyzwanie, które udowodni, iż są warci spadku. Tyle tylko, że solidarność rodzeństwa to tylko marzenie ojca. Każdy syn decyduje się działać na własną rękę. Najmłodszy z nich, Tom, początkowo w ogóle rezygnuje z udziału w poszukiwaniach. Pojawia się jednak piękna Sally Colorado, która prosi go o pomoc. W zbiorach Maxwella Broadbenta znajdował się kodeks Majów, którego treść mogła zrewolucjonizować współczesną medycynę. Sally chce, by Tom pomógł jej zdobyć ten kodeks. Skutek tych próśb jest początkowo mizerny. Tom ani myśli szukać skarbów ojca. Kiedy jednak zaczynają ginąć ludzie znający tajemnicę testamentu Maxwella Broadbenta, Tom zmiania swoje nastawienie. Skarb niewiele go obchodzi, ale jego bracia mogą być w niebezpieczeństwie. Rusza zatem w ślad za braćmi. A potem mamy barwny opis przygód, które spotkały jego i jego braci w dzikich ostępach dżungli.

Preston nie przedstawia tych przygód i dżungli w sielskich barwach. Miałem wrażenie, że autor był w miejscach, które opisywał, że nie czerpał wiedzy z książek, lecz z doświadczenia. Jeśli tak nie było, to podziwiam Prestona za sugestywność opisów. Wprowadził też na karty powieści bardzo barwne postaci, jak np. brytyjski pisarz, który wprowadza Toma w świat dżungli i przedstawia grożące tam niebezpieczeństwa, czy wójt Don Alfonso. Don Alfonso zdecydowanie ożywił fabułę swoimi niepoprawnymi politycznie wypowiedziami. Był jak przyprawa, która dopełniła smak potrawy. Te elementy nadają powieści charakter wyjątkowy. Poza tym jest jak w każdej innej powieści przygodowej. Jest czarny charakter, który usiłuje przeszkodzić braciom, a nawet ich zabić. Są zwroty akcji. Czasami zaskakujące. Tzn. znając dorobek pisarski Prestona spodziewałem się zwrotów akcji, ale i tak nie byłem w stanie przewidzieć, w jakim kierunku pchną one fabułę. I choć początkowo się na to nie zanosiło, to później dosłownie pochłonąłem książkę, kończąc jej lekturę w ciągu jednego dnia. Szczęśliwie miałem urlop. A jeśli coś zazgrzytało, to nadmiar moralizatorstwa na końcu. Ale to przecież amerykański pisarz. Zdarza im się.

     
 
Site copyrights© 2006 by Karol Ginter