Brandon Sanderson
"Legion"

Brandon Sanderson Legion

Stephen Leeds jest geniuszem, ale cierpi na halucynacje. Widzi nieistniejące osoby. Jego umysł tworzy nową postać, wyposażoną w specyficzny zestaw umiejętności, ilekroć Stephen tych umiejętności potrzebuje. Problem polega na tym, że odbywa się to kompletnie poza jego świadomą kontrolą. Nowi eksperci pojawiają się nieustannie, wchodzą ze sobą w interakcje, a czasem także znikają. Choć może się to wydawać szalone, Stephen nie uważa się za szaleńca. Nauczył się, jak z tym żyć. Co więcej, wie, jak czerpać z tego wymierne korzyści. Jest w stanie rozwiązać każdy problem. Za odpowiednią opłatą. Tym razem o pomoc zwraca się prywatna firma. Chodzi o odzyskanie aparatu, który potrafi robić zdjęcia przeszłości.

Tom zawiera opis dwóch przygód Stephena. Mam zawsze problem z odniesieniem się do książek które mi się spodobały. Zmuszony jestem powtarzać te same banały o wciągającej fabule, nieoczekiwanych zwrotach akcji itd. Sanderson doskonale sobie radzi na tym polu, więc nie bardzo jest się czego czepiać.

Na dodatkową uwagę zasługują słowa włożone w usta jednej z postaci:
"Sednem nauki jest zaakceptowanie tylko tych prawd, które można udowodnić. Sednem wiary jest zdefiniowanie Prawdy jako z samej swej istoty niemożliwej do udowodnienia."
Podzielam ten pogląd. Bardzo trafny. Problem polega na tym, że nawet wśród osób z tytułami naukowymi niewielu to rozumie i potrafi sensownie oddzielić naukę od wiary. Niekoniecznie chodzi o wiarę w sensie religijnym, bo każda ideologia może wypaczać działalność naukową. Np. za stalinizmu zwolennicy tzw. "socjalizmu naukowego" (niezły żart z tym "naukowym") dzielnie zwalczali genetykę jako "faszystowską naukę burżuazyjną".

Site copyrights© 2017 by Karol Ginter