Książkę tę wydobył dla mnie ze swoich
zbiorów jeden z przyjaciół, któremu
poskarżyłem się na niedostatek dobrej
lektury. Nie jest to zatem pozycja nowa,
gdyż wydana została w Polsce w 1993
roku. Zresztą powieść tę już zekranizowano
i pamiętam filmową wersję tej historii.
Film zubożył w stopniu wręcz niesamowitym
całą opowieść.
Zacząć wypada od stwierdzenia,
iż jest to horror. Lekturę zaczynamy
od dość dziwnego opisu podróży mężczyzny
i dziecka. Narracja jest mętna. Bohater
ma trudności z utrzymaniem się przy
zdrowych zmysłach. Opisana sytuacja
zdaje się sugerować, że jest on dewiantem
seksualnym. Z pewnością uprowadził ze
sobą dziecko, które w zaistniałych okolicznościach
zachowuje się doprawdy niezwykle. Nie
ukrywam, iż w tym momencie o mało nie
zniechęciłem się do lektury. Nie gustuję
w horrorach, w których czytelnikowi
dawkuje się litry krwi doprawione dużą
dawką okropności, czyli naturalistycznych
opisów zadawania śmierci.
Szybko jednak
okazało się, że autor dobrze bawił się
z czytelnikiem, a moje domysły okazały
się niesłuszne. Opisywany epizod był
po prostu epilogiem pewnej historii,
której poznanie umożliwia dopiero zrozumienie
dziwnego zachowania mężczyzny w stosunku
do dziewczynki. Autor zapoznaje nas
zatem z wypadkami, które miały miejsce
wcześniej.
Charakterystyczne jest dla
tej powieści zaburzenie chronologii.
Zdarzenia przeszłe, przyszłe i teraźniejsze
przeplatają się ze sobą. Ów chaos dobrze
jednak służy powieści, gdyż utrzymuje
specyficzny klimat tajemniczości.
Akcja
toczy się głównie w małym amerykańskim
miasteczku: Milburn w stanie Nowy Jork.
Nie byłbym sobą, gdybym nie umieścił
tu komentarza, że anglosascy autorzy
horrorów zdumiewająco często osadzają
akcję swych powieści w tego typu miasteczkach.
Prawdopodobnie dlatego, aby tym wyraźniej
ukazać kontrast między spokojem egzystencji
w tego typu miejscach zanim pojawi się
tam Zło, cokolwiek miałoby je reprezentować,
a gwałtownością i brutalnością tego, co dzieje się potem.
Tym razem Zło jest
ucieleśnione przez piękną kobietę. Nie
wybrało miejsca swego ataku przypadkowo.
Gdy zbierzemy już w całość wszystkie
rozproszone, na pozór nie związane ze
sobą wątki, okazuje się, iż nic nie
dzieje się przypadkiem. Owo cielesne
piękno Zła to jedynie złudzenie. Rodzaj
maski. Zresztą wybranej wcale nieprzypadkowo.
Żaden mężczyzna nie jest w stanie oprzeć
się temu urokowi. Między innymi dlatego
tak trudno je pokonać, a raczej należałoby
powiedzieć "stawić mu czoła",
gdyż pokonanie, to już zupełnie inna
historia.
Gdy w Milburn zaczynają dziać
się dziwne wypadki, zagrożenie uświadamia
sobie mgliście jedynie kilku starszych
wiekiem mężczyzn, wieloletnich przyjaciół.
Dodajmy, iż ich przyjaźń cementuje wspólnie
skrywana mroczna tajemnica. Nawet oni
są jednak sceptyczni wobec tego co widzą.
Czasami trudno pogodzić się z myślą
o istnieniu istot nadprzyrodzonych.
Oni sami - określani złośliwie Stowarzyszeniem
Chowder, a zatem Stowarzyszeniem Nudziarzy
- od lat spotykają się i opowiadają
sobie mrożące krew w żyłach historie.
Teraz te historie zaczynają ich prześladować.
A stawką w grze jest życie ich i całego
Milburn.
Klimat zagęszcza się stopniowo.
Drobne wypadki, takie jak niezwykła
śmierć owiec pewnego farmera, przeradzają
się w lawinę krwawych wydarzeń, których
ofiarami padają już ludzie. Stowarzyszenie
Chowder nie chce dopuścić do głosu swych
domysłów. Obawia się konfrontacji. Wreszcie
nieśmiało decyduje się stawić czoła
wypadkom. Okazuje się jednak, że wciąż
jest o krok w tyle za prześladowcą.
Autorowi udaje się świetnie stworzyć
atmosferę osaczenia. Gdy bohaterowie
stają oko w oko ze swym przeciwnikiem,
okazuje się, że zmysły są zawodne. Ich
percepcja i zdolność myślenia zostają
ograniczone. Wszystko zdaje się być
wówczas jakimś sennym widziadłem.
Jeśli natomiast czegoś mi w książce
zabrakło, to odniesienia do religii.
Rzecz ciekawa, gdyż co i rusz wspomina
się tu o którymś z wyznań chrześcijańskich,
ale o Bogu nie ma ani słowa. Trochę
aż zdumiewa, że po serii tajemniczych
zgonów i dziwnych wydarzeń, nikt w Milburn
nie szuka ochrony w wierze. Kościół
to wyłącznie rekwizyt. Może być wykorzystany
przez autora w charakterze scenerii,
ale nie jest miejscem, gdzie ludzie
szukają pocieszenia. A dodajmy, iż do
ostatecznej konfrontacji dochodzi w
święta Bożego Narodzenia.
Oczywiście
to zastrzeżenie w niczym nie umniejsza
dla mnie wartości tej książki. Jest
to naprawdę bardzo dobry horror. Dodam
jeszcze, że autor czyni aluzje do wielu
wcześniejszych opowieści grozy. Ot chociażby
nazwisko Rabbitfoot. Postać taką wymyśla
jeden z bohaterów - notabene pisarz
horrorów - chcąc uczynić doktora Rabbitfoota
mrocznym bohaterem swej z kolei powieści.
A ja nadal pamiętam z dzieciństwa niesamowite
opowiadanie o króliczej łapce. |