Strona główna Recenzje
Recenzje

Strona główna
Recenzje
Napisz do mnie !

 
   
Recenzje Karola
Peter Straub:
"Upiorna opowieść"

Książkę tę wydobył dla mnie ze swoich zbiorów jeden z przyjaciół, któremu poskarżyłem się na niedostatek dobrej lektury. Nie jest to zatem pozycja nowa, gdyż wydana została w Polsce w 1993 roku. Zresztą powieść tę już zekranizowano i pamiętam filmową wersję tej historii. Film zubożył w stopniu wręcz niesamowitym całą opowieść.

Zacząć wypada od stwierdzenia, iż jest to horror. Lekturę zaczynamy od dość dziwnego opisu podróży mężczyzny i dziecka. Narracja jest mętna. Bohater ma trudności z utrzymaniem się przy zdrowych zmysłach. Opisana sytuacja zdaje się sugerować, że jest on dewiantem seksualnym. Z pewnością uprowadził ze sobą dziecko, które w zaistniałych okolicznościach zachowuje się doprawdy niezwykle. Nie ukrywam, iż w tym momencie o mało nie zniechęciłem się do lektury. Nie gustuję w horrorach, w których czytelnikowi dawkuje się litry krwi doprawione dużą dawką okropności, czyli naturalistycznych opisów zadawania śmierci.

Szybko jednak okazało się, że autor dobrze bawił się z czytelnikiem, a moje domysły okazały się niesłuszne. Opisywany epizod był po prostu epilogiem pewnej historii, której poznanie umożliwia dopiero zrozumienie dziwnego zachowania mężczyzny w stosunku do dziewczynki. Autor zapoznaje nas zatem z wypadkami, które miały miejsce wcześniej.

Charakterystyczne jest dla tej powieści zaburzenie chronologii. Zdarzenia przeszłe, przyszłe i teraźniejsze przeplatają się ze sobą. Ów chaos dobrze jednak służy powieści, gdyż utrzymuje specyficzny klimat tajemniczości.

Akcja toczy się głównie w małym amerykańskim miasteczku: Milburn w stanie Nowy Jork. Nie byłbym sobą, gdybym nie umieścił tu komentarza, że anglosascy autorzy horrorów zdumiewająco często osadzają akcję swych powieści w tego typu miasteczkach. Prawdopodobnie dlatego, aby tym wyraźniej ukazać kontrast między spokojem egzystencji w tego typu miejscach zanim pojawi się tam Zło, cokolwiek miałoby je reprezentować, a gwałtownością i brutalnością tego, co dzieje się potem.

Tym razem Zło jest ucieleśnione przez piękną kobietę. Nie wybrało miejsca swego ataku przypadkowo. Gdy zbierzemy już w całość wszystkie rozproszone, na pozór nie związane ze sobą wątki, okazuje się, iż nic nie dzieje się przypadkiem. Owo cielesne piękno Zła to jedynie złudzenie. Rodzaj maski. Zresztą wybranej wcale nieprzypadkowo. Żaden mężczyzna nie jest w stanie oprzeć się temu urokowi. Między innymi dlatego tak trudno je pokonać, a raczej należałoby powiedzieć "stawić mu czoła", gdyż pokonanie, to już zupełnie inna historia.

Gdy w Milburn zaczynają dziać się dziwne wypadki, zagrożenie uświadamia sobie mgliście jedynie kilku starszych wiekiem mężczyzn, wieloletnich przyjaciół. Dodajmy, iż ich przyjaźń cementuje wspólnie skrywana mroczna tajemnica. Nawet oni są jednak sceptyczni wobec tego co widzą. Czasami trudno pogodzić się z myślą o istnieniu istot nadprzyrodzonych. Oni sami - określani złośliwie Stowarzyszeniem Chowder, a zatem Stowarzyszeniem Nudziarzy - od lat spotykają się i opowiadają sobie mrożące krew w żyłach historie. Teraz te historie zaczynają ich prześladować. A stawką w grze jest życie ich i całego Milburn.

Klimat zagęszcza się stopniowo. Drobne wypadki, takie jak niezwykła śmierć owiec pewnego farmera, przeradzają się w lawinę krwawych wydarzeń, których ofiarami padają już ludzie. Stowarzyszenie Chowder nie chce dopuścić do głosu swych domysłów. Obawia się konfrontacji. Wreszcie nieśmiało decyduje się stawić czoła wypadkom. Okazuje się jednak, że wciąż jest o krok w tyle za prześladowcą.

Autorowi udaje się świetnie stworzyć atmosferę osaczenia. Gdy bohaterowie stają oko w oko ze swym przeciwnikiem, okazuje się, że zmysły są zawodne. Ich percepcja i zdolność myślenia zostają ograniczone. Wszystko zdaje się być wówczas jakimś sennym widziadłem.

Jeśli natomiast czegoś mi w książce zabrakło, to odniesienia do religii. Rzecz ciekawa, gdyż co i rusz wspomina się tu o którymś z wyznań chrześcijańskich, ale o Bogu nie ma ani słowa. Trochę aż zdumiewa, że po serii tajemniczych zgonów i dziwnych wydarzeń, nikt w Milburn nie szuka ochrony w wierze. Kościół to wyłącznie rekwizyt. Może być wykorzystany przez autora w charakterze scenerii, ale nie jest miejscem, gdzie ludzie szukają pocieszenia. A dodajmy, iż do ostatecznej konfrontacji dochodzi w święta Bożego Narodzenia.

Oczywiście to zastrzeżenie w niczym nie umniejsza dla mnie wartości tej książki. Jest to naprawdę bardzo dobry horror. Dodam jeszcze, że autor czyni aluzje do wielu wcześniejszych opowieści grozy. Ot chociażby nazwisko Rabbitfoot. Postać taką wymyśla jeden z bohaterów - notabene pisarz horrorów - chcąc uczynić doktora Rabbitfoota mrocznym bohaterem swej z kolei powieści. A ja nadal pamiętam z dzieciństwa niesamowite opowiadanie o króliczej łapce.

 
Poprzednio odwiedzona strona