Recenzje
 
 
 
 
 
Recenzje Karola
 
Michael J. Sullivan
"Zdradziecki plan"
Michael J. Sullivan Zdradziecki plan

Regent Saldur ma powody do satysfakcji. Hadrian i Royce, niczym bezwolne marionetki, zrealizowali misterny plan, który doprowadził do upadku republiki Delgosu. Arista, schwytana podczas nieudolnej próby uwolnienia Degana Gaunta, gnije w lochu. Ratibor i Medford padły. Modina pozostaje wygodnym narzędziem do sprawowania rządów nad imperium. Sukces goni sukces. Czy cokolwiek lub ktokolwiek może jeszcze pokrzyżować jego plany?

Sullivan coraz bardziej zaniża poziom. Hadrian i Royce przestali być bohaterami. Zostali drugoplanowymi statystami. Wydarzenia toczą się obok nich i pomimo ich działań. Właściwie, gdyby wyeliminować ich postacie, to wyszłoby to wszystkim na dobre. Już w "Szmaragdowym sztormie" zasłużyli sobie w moim mniemaniu na opinię półgłówków. Teraz ugruntowali tę reputację. Z ich działań raz za razem wynika więcej złego, niż dobrego.

Autor postanowił zmienić wymowę opowiadanej historii. Miała stać się bardziej mroczna. Efekt jest karykaturalny. Gdzieś zniknęła lekkość pierwszych tomów cyklu, ale w to miejsce nie pojawiła się nowa jakość. Sullivan nie ma takiego talentu, jak chociażby Martin, do kreowania wiarygodnych ludzkich postaci. Jego bohaterowie są papierowi. Przycięci odpowiednio do potrzeb fabuły. Przykładowo, otwierałem oczy ze zdumienia, gdy Royce urządził sobie pogawędkę przy lampce wina z Merrickiem Mariusem. Przecież to człowiek, który uczynił z Royce'a zbrodniarza i o mało nie doprowadził do jego śmierci! Royce cudem wyszedł cało z opresji, ale nie można tego samego powiedzieć o wielu mieszkańcach Delgosu. Gdzie podziały się emocje Royce'a! To było tak surrealistyczne, że kiedy potem Royce'a dotyka tragedia, to wcale mu nie współczułem. Zapłacił tym sposobem za własną głupotę. Szkoda tylko, że inni też musieli ucierpieć.

Bardzo często, ale chyba nie do końca świadomie, autor ociera się o groteskę. Szlachta i arystokracja sportretowane zostały w sposób godny paszkwilu. Wady tej grupy zostały tak przerysowane, że trudno ich brać na poważnie. Wyglądają na komediantów, a nie elitę władzy. Są naturalnie wyjątki, ale jednoznaczny podział na dobrych i złych, cała ta dychotomia mnie razi.

Groteskowo ukazany został także Hadrian. Na dworze zachowuje się nie jak awanturnik, który z niejednego pieca jadł chleb, ale jak oderwany od pługa niepiśmienny chłop pańszczyźniany. Obracał się w różnych środowiskach, był dowódcą wojskowym, co wymaga dużej pewności siebie, a tu odbiera mu mowę, gdy zaczepia go szlachcianka! A jego reakcja na pomysł kąpieli zimą to wręcz perełka w skarbnicy głupot serwowanych czytelnikowi przez autora. Sullivan zapomniał tylko równocześnie opisać reakcję na smród wydzielany przez Hadriana. Bo skoro nie kąpał się on zimą... Tym samym zakradanie się do wroga było wykluczone. Smród by go zdradził.

Pewnie jeszcze mógłbym mnożyć mankamenty "Zdradzieckiego planu". Gdyby na takim poziomie cykl się zaczął, nigdy nie sięgnąłbym po kolejne części. Pozostał mi jeszcze ostatni tom. Przeczytam, choć nie spodziewam się wiele.

     
 
Site copyrights© 2013 by Karol Ginter